Fajnie być ministrem

Maseczki, respiratory, kombinezony, przyłbice, rękawiczki, testy. Oto najpopularniejsze obecnie słowa. Koronawirus króluje. Na tle tego praktycznie każda branża gospodarki ucierpiała. Ale jednak są nisze.


Rząd co rusz miota się w zakazach i poluzowaniach obostrzeń epatując swoją ignorancją i bezmyślnością. O ile na początku pandemii niektóre z działań/obostrzeń były słuszne i był w tym jakiś sens, o tyle w tej chwili przybrało to wszystko kształt chaosu, nad którym rząd udaje, że panuje. Nic tylko jakby ktoś mącił tą "wodę". A w mętnej wodzie łatwiej się ryby łapie.

Na początku obraz "rybaka" ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego był pewnego rodzaju ikoną człowieka zmęczonego, który dźwiga na sobie ciężar odpowiedzialności za zdrowie Polaków. Po pewnym czasie, zagubienie i chaos decyzyjny zarysowały niemal tą ikonę. Na chwilę obecną od tejże ikony wielkimi płatami odpada farba spod której wyziera bohomaz, a pozłacane ramy okazały się odpustową tandetą. Wszystko to przez nowy biznes ministra. 

Pan minister niczym kolejny geniusz biznesu zaczął robić interes na tym, na czym zna się najbardziej. Na zdrowiu, ale... naszym. A to zakupił maseczki jako on lub firma znajomego lub rodziny, a to kombinezony, a to respiratory po niezwykle okazyjne, by sprzedać sobie... jako ministrowi po niezwykle korzystnych cenach. Jestem ciekaw jak wyglądały negocjacje? Czy miał swoje propozycje cenowe z którymi się z resztą nie zgadzał?
Nic to. Minister biznes kręcił, a Chińczyk od którego kupował płakał jak sprzedawał. Problem jednak w tym, że sprawa wypłynęła na wierzch, kiedy okazało się, że zakupione przez niego legalnie maseczki nie mają odpowiedniego certyfikatu. 
Wtedy też posłowie opozycji zaczęli drążyć temat w ramach "kontroli poselskiej". No i się zaczęło.
Towar z transakcji legalnej (z samolotu Mrija) i ten kupiony na boku okazał się być niepełnowartościowy, a na dodatek jedno ze źródeł okazało się być jego instruktorem narciarskim. Wiecie jak z tego faktu minister się zdziwił? Jaki ten świat jest mały. I kiedy już się zanosiło na to, że to koniec wspaniałych interesów ministra okazała się, że Pan Szumowski ma coś w zanadrzu. 

Okazało się, iż bratu załatwiał opiniowanie projektów pod kątem przyznania sobie grantów unijnych. A dlaczego obaj to robili? Najkrócej i najtrafniej można by było stwierdzić - bo mogli. 
fakty.interia.pl
Rozwinę to jednak. Osoba Marcina Szumowskiego (brata ministra) przewinęła się już w sprawie zakupu maseczek od zakopiańskiego instruktora narciarskiego. Jest on też również w założycielem i prezesem kilku firm branży farmaceutycznej i badawczej. W firmy tych nieopatrznie zainwestowała żona ministra Szumowskiego. Taki rodzinny biznes. Wszystko byłby w prządku o ile minister nie został by swego czasu sekretarzem stanu w resorcie nauki, któremu podlega Narodowe Centrum Badań i Rozwoju (NCBR). Instytucja ta nadzorowała przyznawanie grantów na rozwój firm i projekty badawcze firm farmaceutycznych. Przypadkowo też w pewnym momencie bezpośredni nadzór nad NCBR sprawował... Łukasz Szumowski. Przypadkowo także było to w okresie, kiedy firma brata drugi raz składał wniosek o grant (pierwszy wniosek został wcześniej odrzucony). Oczywiści drugi wniosek został przyjęty. I to wszystko jest dziełem fantastycznego zbiegu okoliczności, o którym mówi sam minister i jego koledzy z rządu.

Jak widać fajnie być ministrem, nawet tak zmęczonym robieniem biznesu jak Łukasz Szumowski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli podoba Ci się treść posta, to zapraszam do polubienia strony bloga na Facebooku.

Każdy ma swój punkt widzenia i swoje o tym zdanie. A co Ty o tym sądzisz?

Komentarze niezgodne z zasadami bloga będą usuwane.

Copyright © Polityka z Bliska , Blogger