Ciąg dalszy nastąpi...
No to wszystko już wiadomo i zgodnie z przewidywaniami będzie druga tura w niekonstytucyjnych wyborach na prezydenta. Bez wątpienia sukcesem obu stron jest frekwencja wyborcza co należy wyraźnie zaznaczyć. Zarówno scena polityczna jak i widzowie tego spektaklu zaaferowani wynikiem obstawiali i obstawiają jaki będzie wynik końcowy i kto komu bardziej dowali. Ot polskie piekiełko. Zobaczmy więc, jaki my (piszę tu o demokratach) mamy stan posiadania i co możemy potencjalnie, jeszcze ugrać.
Pierwsza tura dla obecnego prezydenta, który pretenduje do drugiej kadencji okazała się dojściem do granicy. Twardy elektorat pozostał przy Andrzeju Dudzie, zaś elektorat zmienny jak widać po wyniku rozszedł się na kilku pozostałych kandydatów. Czy powróci? Trudno przewidzieć, ale jeżeli nie pozostał, to raczej nie wróci. Jedynym rezerwuarem poparcia może być dla Andrzeja Dudy grupa niezdecydowanych wyborców, która obecnie oscyluje wokół 10% i wątpliwy elektorat Krzysztofa Bosaka. Tu jednak jako, iż są to typowi antysystemowi wyborcy kontestujący obecną scenę polityczną raczej nie możemy się spodziewać znaczącego przepływu elektoratu ani w stronę Dudy, ani Trzaskowskiego. Pewna grupa wyborców konserwatywnych z elektoratu Kosianiaka-Kamysza może jednak poprzeć Andrzeja Dudę w drugiej turze. Tak czy owak obecny prezydent ma nie lada problem mimo, iż nadal jest faworytem wyborów.
Równie trudna sytuacja panuje w obozie demokratycznym. Rafałowi Trzaskowskiemu także skończyły się zapasy. Dodatkowego elektoratu musi poszukać u byłych konkurentów. Osierocony i rozdrobniony pierwszą turą elektorat kilku liczących się kandydatów opozycyjnych może poważanie zasilić wyborców Rafała Trzaskowskiego (do czego on gorąco zachęca). Jednak mimo o wiele większego potencjalnego zapasu głosów Trzaskowski może nie zebrać ilości wymaganej do wygrania drugiej tury. Zagrożeniem jest tutaj fakt, iż większość z elektoratu pozostałych kandydatów demokratycznych wspierała swoich faworytów właśnie z myślą o alternatywie dla Trzaskowskiego. Jest to więc równie chwiejny elektorat jak wyborcy Krzysztofa Bosaka. Paradoksem jest jednak to, iż w przypadku tego ostatniego (ze względu na charakter wodzowski partii), to on może zadecydować komu głosy przekaże i jego wyborcy raczej posłuchają sugestii "wodza". Natomiast w przypadku partii np. Szymona Hołowni żadne nawoływania raczej nie przyniosą skutku. Wyborcy o przepływie zadecydują i tak sami.
Co może więc zrobić Rafał Trzaskowski, aby w ciągu 2 tygodni zrobić to czego jeszcze nie udało się nikomu?
Po pierwsze, to wzmocnić swoje zapewnienie o niezależności od macierzystej partii. Odcięcie się od przestarzałej wizji Platformy Obywatelskiej na rzecz nowej alternatywy dla tej partii może spowodować, iż zatrzyma się odpływ poparcia dla PO i Trzaskowskiego. Ryzykiem jest jednak teza, iż twardy elektorat PO może nie znaleźć w tej wizji swojej przyszłości. Jednak gra jest warta świeczki, bo tylko w ten sposób Rafał Trzaskowski może pozyskać wyborców konkurencyjnych kandydatów, którzy w końcu szukali przywódcy nowego ruchu, który zburzy stary, zabetonowany układ składający się z aparatczyków PIS i PO.
Po drugie. Należy pamiętać, że tylko tzw. beton wyborczy popiera kandydata dla ideologii. Reszta zaś zwolenników ze względu na hasła socjalne, ekonomiczne, polityki międzynarodowej i inne. Ten liberalny obszar elektoratu Andrzeja Dudy, to paradoksalnie obszar, gdzie sztab Trzaskowskiego może potencjalnie znaleźć niewielki, ale jednak zapas głosów poparcia.
chrzanowski.pl |
mpolska24.pl |
Dla wieli z nas Białoruś jest państwem tyleż bliskim, co... dalekim. Zgodnie z naszą zaściankową naturą nie interesujemy się tym co się dzieje po za naszym grajdołem, czyli za naszą wschodnią granicą. Może więc czas się przyjrzeć i zaznajomić się z panującymi tam zwyczajami rządzących w stosunku do opozycji? Może warto zacząć współczuć sąsiadom ze wschodu i uczyć się od nich jak mimo tego opozycja ta nadal jeszcze walczy? Może mimo wszystko warto zacząć się tego uczyć od nowa?
Tekst ten pisałem nie jako zwolennik jednego z kandydatów, ale jednej z opcji. Opcji demokratycznej. Nie uznaję legalności tych wyborów, a już na pewno biorąc w nich udział nie będę zwolennikiem zasady "cel uświęca środki". Nawet, gdyby w niekonstytucyjnych wyborach (co jest ze swej definicji niemożliwe) jakimś cudem wygrał wygrał faworyt opozycji, nie uczyni to tego spektaklu konstytucyjnymi wyborami. Byłem za ich zbojkotowaniem, a teraz jestem i będę za ich unieważnieniem i rozpisaniem nowych, w pełni konstytucyjnych wyborów przypadających w okresie bezpiecznym od pandemii. Dlatego mój udział w tych wyborach bardziej traktuję, jako możliwość wyciągnięcia wniosków na przyszłość i możliwość zapoznania się oraz zrozumienia trendów socjologicznych panujących w elektoracie PIS, który od zawsze mnie fascynował.