Przedwyborcza wojna na szczytach władzy. Czy PIS zakończy zabawę w demokrację?

Ostatnie dni kampanii wyborczej unaoczniły nam jak głębokie są podziały w polskiej polityce i społeczeństwie. Partia rządzącą nie jest jednak zainteresowana zasypywaniem rowów, ale ich pogłębianiem. Słychać z obozu Andrzeja Dudy (czyli PIS) coraz to groźniejsze pohukiwania, a na wiecach dochodzi do zastraszanie przeciwników obecnego prezydenta. Czy ta eskalacja nastrojów, jest przygotowaniem do czegoś innego?

Dziwna kampania przed dziwnymi wyborami skłania do dziwnych zachowań. Prezes PIS Jarosław Kaczyński sprytnie gra sytuacjami i ludźmi, aby poprowadzić swojego kandydata na prezydenta do zwycięstwa. Od kilku tygodni wydaje się jednak, że stracił kontrolę nad kampanią, gdyż słupki poparcia wolno, aczkolwiek nieuchronnie pokazują przyrost poparcia dla Rafała Trzaskowskiego. Bez wątpienia stoją za tym ciągnące się afery w Ministerstwie Zdrowia, błędy wicepremiera Sasina i rozgrywająca się za jego plecami wojna na górze. Kosztem niespójnych propagandowo i wizerunkowo  działań tworzy się przekaz dla mediów w klimacie "Jest dobrze, ale nie beznadziejnie". Opozycja jednak punktuje na każdym kroku rządzących i cała inicjatywa jest teraz po jej stronie.
Po kilku występach na wiecach Dudy zniknął z nich premier Morawiecki. Jak podaje Onet.pl padł on ofiarą długo przygotowywanej zemsty Jacka Kurskiego. Kurski jako szara eminencja kampanii jest głównym doradcą medialnym Kaczyńskiego i to on doradził prezesowi usunięcie premiera z wieców Dudy. Dlaczego? Tajemnicą poliszynela jest, iż Morawiecki i Kurski od dawna (delikatnie rzecz ujmując) nie darzą siebie sympatią. Chodzi o dostęp do ucha Kaczyńskiego. Kurski nie mógł znieść, iż pupilem Kaczyńskiego był premier więc zaczął wycinać go z materiałów telewizyjnych. Aby uzmysłowić skalę obcięcia promocji szefowi rządu wystarczy stwierdzić, iż obecnie dla premiera zostało przeznaczone tylko 9 sekund głównego wydania wiadomości. Morawiecki w ramach zemsty nie wprowadził 2 miliardowej dotacji dla TVP do budżetu (gdzie to wsparcie nie wymagało by akceptacji prezydenta). W zamian za to dotacja wylądowała na biurku Dudy, który podpisać musiał (propaganda), ale nie chciał (ze względu na budowę wizerunku w rozpoczynającej się nieformalnie kampanii prezydenckiej). Niechęć Dudy do Kurskiego od dawna była znana w kręgach władzy, toteż nikogo nie zdziwiło doprowadzenie przez prezydenta (po podszeptach Morawieckiego) do dymisji Kurskiego. Kaczyński uznał jednak, że Kurski będzie potrzebny w kampanii i były szef telewizji w dniu dymisji... wrócił do firmy jako członek zarządu. Kurski nie wybaczył jednak Morawieckiemu i kilka dni temu doradził Kaczyńskiemu, by ten zdjął premiera ze sceny na wiecach, gdyż niszczy on misternie budowany wizerunek Dudy. Do obozu Kurskiego dołączyli także Beata Szydło i Joachim Brudziński. Nieoficjalnie mówi się też, że Jacek Kurski (mimo, iż jest tylko narzędziem w ręku prezesa) może liczyć na wsparcie Zbigniewa Ziobro, którego wojna z Mateuszem Morawieckim stała się nawet tematem przycinek w rządzie.

Jak widać życie Kaczyńskiego nie jest usłane różami, tym bardziej, że na dodatek nadal istnieje opozycja, która jak tylko może ujawnia kolejne afery i na dodatek wystawiła nowego kandydata na prezydenta. Póki co Jarosław Kaczyński nie znalazł ani haków, ani innej broni na Rafała Trzaskowskiego i walka z nim opiera się o proste, medialnie zagrywki, które jeszcze bardziej ośmieszają sypiącą się kampanię w huku walących się słupków poparcia.

Ile jeszcze Jarosław Kaczyński będzie miał cierpliwości? Cała siła do walki tkwi w twardym elektoracie PIS, który coraz bardziej radykalizuje się. W internecie co rusz znaleźć można (nie licząc trolli) dość proste wpisy nawołujące do wprowadzenia stanu wyjątkowego i likwidacji (nawet fizycznej) opozycji. Słychać na wiecach okrzyki o zwycięstwie w pierwszej turze (którym to tezom całkiem poważnie wtórują politycy PIS). Nie śmieszą już nikogo wpisy na forach o tym, że wybory prezydenckie muszą być wygrane w pierwszej turze za każdą cenę. Niedawna konferencja prezesa PIS, w której straszył on wszystkich, którzy będą przeszkadzać w wyborach rozpoczęła tą falę, a radykalne stwierdzenia Andrzeja Dudy dodatkowo ją podsycają.
Niedawno w Bydgoszczy doszło do przypadku nagranego przez posła Sławomira Nitrasa, gdzie tamtejszy radny z ramienia PIS w sposób dość jasny sugeruje rozmówcy co niedługo się z posłem stanie.

Czy wszystkie te paniczne działania PIS doprowadzą do odpalenia politycznej bomby jądrowej? Czy zbliża się czas gdy Jarosław Kaczyński i jego partia skończy tą (jak można znaleźć w komentarzach internetowych) "zabawę w demokrację" i niedługo "wybije nam ją z głowy"? Czy prezes posłucha swojego najwierniejszego, twardego elektoratu? Wiele pytań potęguje tylko atmosferę niepewności. Może się mylę, ale czas dla naciśnięcia przycisku detonatora powoli staje się wręcz wymarzony.

2 komentarze:

  1. Sądzę, że zdecyduje się na radykalny krok dopiero przed drugą turą bo jeszcze nie ma takiej pewności i mocnego pretekstu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to najkorzystniejszy dla PIS-u czas. Pretekstem może być wzrost zachorowań, niepokoje, itp.

      Usuń

Jeśli podoba Ci się treść posta, to zapraszam do polubienia strony bloga na Facebooku.

Każdy ma swój punkt widzenia i swoje o tym zdanie. A co Ty o tym sądzisz?

Komentarze niezgodne z zasadami bloga będą usuwane.

Copyright © Polityka z Bliska , Blogger