Opozycja, czyli gdzie podział się polski pozytywizm?


Wakacje minęły, a na polskiej scenie politycznej po stronie opozycji demokratycznej dalej trwa lato i czas beztroski. Patrząc na to nasuwa się pytanie, o niedawne, jakże huczne zapowiedzi pozytywistycznej pracy na rzecz konsolidacji i organizacji opozycji. Kto zostanie jej przywódcą? Czy w ogóle ktoś stanie na czele polskiej opozycji?


Obecna sytuacja polskiej opozycji nieodmienne przypomina "Lalkę" Bolesława Prusa. Mamy więc do czynienia z dwoma głównymi, ale jakże różnymi bohaterami. Z romantycznym Hołownią marzącym o tym, iż stanie się kimś na miarę Napoleona Bonaparte i będącym niepoprawnym pozytywistą Rafałem Trzaskowskim. Rzecki i Wokulski. Każdy z inny ma przepis na przyszłość, ale cele podobne. Mimo tego nie idą razem. Może to w tej różnicy jest siła?

W sierpniu 1980 roku społeczeństwo też było podzielone i spolaryzowane. My i oni. Komuniści i opozycja. Na opozycji też były podziały. Jedni chcieli radykalnych metod rozprawy z komuną przybierających formę romantycznego zrywu narodowego inny woleli łagodną pozytywistyczną walkę strajkami. Zaś jeszcze inny chcieli tylko "socjalizmu z ludzką twarzą". Historia pokazała, iż mimo tych podziałów odłożono na bok wynikające z nich animozje i diametralna większość ówczesnej opozycji wybrała formę strajków jako drogę do demokracji. Być może pomni niedawnych doświadczeń wojennych nie chcieli kolejny raz wykrwawiać narodu? A może pomni polskiej przeszłości nie chcieli karku giąć przed reżimem? Tak więc polski pozytywizm nie jedno ma imię, ale bardzo długą tradycję. Na gruncie polskiej krnąbrności i nieposłuszeństwa już dawno temu wyrósł bunt oparty na cierpliwości i pracy u podstaw. Co ciekawe, czas pokazał, że ta idealnie dopasowana do naszego charakteru metoda okazała się być najskuteczniejsza. Jako przykłady można podać polskie powstania. Wielkie i nagłe zrywy kończyły się spektakularnymi klęskami, które (o ironio!) świętujemy. To Powstanie Listopadowe, Powstanie Styczniowe i w końcu Powstanie Warszawskie. Zaś zrywy, których czas dojrzewał w ciężkich przygotowaniach trwały dłużej, ale przynosiły zwycięstwo przemilczamy. To II i III Powstanie Śląskie oraz Powstanie Wielkopolskie.

Czyż nie na bazie i pomni tej spuścizny w 1956 roku nie rozpoczęliśmy długiej drogi do wolności? Dopiero 24 lata po wydarzeniach czerwcowych udało się zadać pierwszy skuteczny cios komunie, ale udało się to dzięki ciężkiej pracy wojennego pokolenia. To dzięki temu pokoleniu powstało potem 21 postulatów strajkujących stoczniowców. To dzięki wytrwałości strajkujących podpisane zostały porozumienia ze władzą. I to w końcu dzięki nim komuniści musieli uznać powstanie wolnych związków zawodowych.

Co dziś z tego zostało? Z tych postulatów, porozumień? Patrząc na treść postulatów okazują się one być znowu w dużej części aktualne, ale starzy działacze strajkowy jakby już podstarzali nie mają zamiaru kolejny raz karku nadstawiać. I trudno im się dziwić, kiedy widzi się jak gnuśniejący naród, któremu starczy co ma, trwoni spuściznę pokoleń, obrastając w tłuszcz strachu. Trudno patrzeć na dzisiejszą opozycję, która skłócona, zajęta jest samą sobą i nie ma ni sił ni chęci stawać przeciwko z dnia na dzień, coraz bardziej jawnie poczynającej sobie dyktaturze. Nasza opozycja ma siłę, ale nie potrafi jej pokierować. Jest więc nie tyle bezsilna, co bezradna.

Czy urodził się już człowiek, który w przyszłości mając na tyle wielką charyzmę, by zjednoczyć naród przeciw totalitaryzmowi będzie potrafił poprowadzić ten naród do kolejnej pozytywistycznej rewolucji?




Być może odpowiedź znajdziemy właśnie w pamiętnych 21 postulatach. Postulatach, które dla dawnych opozycjonistów były swoistym testamentem. Dla nas zaś jest rachunkiem sumienia.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli podoba Ci się treść posta, to zapraszam do polubienia strony bloga na Facebooku.

Każdy ma swój punkt widzenia i swoje o tym zdanie. A co Ty o tym sądzisz?

Komentarze niezgodne z zasadami bloga będą usuwane.

Copyright © Polityka z Bliska , Blogger